piątek, 28 czerwca 2013

Stuletni fotel i 'miszczowie renowacji'

Fotel wraz z innymi meblami, jakie tato przywiózł z rodzinnych stron należał jeszcze do moich pradziadków, potem długie lata służył dziadkom, aż wreszcie trafił do nas... Jak na stuletnią rzecz przystało, z biegiem czasu stracił swój dawny blask, przy czym muszę zaznaczyć, że w dużej mierze pomogli mu w tym... dziadzio Bronek do spółki z moim tatą, i to właśnie im uroczyście przyznaję 'zaszczytny' tytuł 'miszczów renowacji' dzisiejszego wpisu.. 




Wykonany z dębowego drewna mebel pierwotnie miał jasny, naturalny kolor, który najwyraźniej nie przypadł do gustu naszym 'miszczom'... więc postanowili go przyciemnić.. a że swe działania podjęli w czasach głębokiego PRLu, kiedy to na sklepowych półkach stał tylko ocet.. nie bardzo mieli czym i jak się do tego zabrać.. więc wpadli na pomysł wysmarowania fotela... (o zgrozo!!!).. przepalonym pokostem...w efekcie czego zamiast substytutu politury uzyskali lepką brunatną warstwę czegoś co w zastraszającym tempie obrastało kurzem... 





Na domiar złego dziadek z podłokietnika zrobił sobie podręczny 'warsztat', czym okropnie go zniszczył... 
Fotel stał w naszym domu odkąd sięgam pamięcią.. Pierwotnie siedzisko wykonane było z grubej sztywnej skóry, która z biegiem czasu zdążyła się podrzeć i wygnieść, więc tato zastąpił ją...kawałkiem tandetnej rudawej dermy... Pokostowa 'politura' z biegiem czasu zdążyła się miejscami powycierać, co nadało mebelkowi wręcz upiornego wyglądu... dlatego traktowany był nieco po 'macoszemu' i wciskany pod biurko, gdzie nie rzucał się w oczy... 
W końcu podjęłam 'męską decyzję', zakasałam rękawy i mówiąc sobie 'ryzyk-fizyk' postanowiłam wreszcie odnowić fotel przyciemniając go (z konieczności) jak to tato przed laty chciał zrobić.. z tą różnicą, ze tym razem.. fachowo  

Ale co łatwo powiedzieć dużo trudniej zrobić.. bo żeby zabrać się za jakiekolwiek prace naprawcze, najpierw musiałam chemicznie doczyścić pozostałości pokostu, następnie zeszlifować papierem ściernym wierzchnią warstwę drewna, wszystko dokładnie odtłuścić i oczyścić.. 





Na powyższym zestawieniu zdjęć widać poszczególne etapy doprowadzania fotela do ładu.. czyli po oczyszczeniu z pokostu i zeszlifowaniu, oraz w trakcie nakładania koloru..Oglądając zdjęcia ciężko wydedukować jak bardzo cała renowacja rozciągnęła się w czasie.. ale prawda jest taka, że wielu etapów w żaden sposób nie da się przyspieszyć.. samo oczyszczanie zajęło kilka dni, a co dopiero mówić o reszcie.. dlatego gdy cały mozolny proces renowacji dobiegł końca, a mebel został wniesiony na swoje miejsce do salonu, gdzie nie było już potrzeby wciskania go pod biurko.. tato obejrzał go 'fachowym okiem' i.. wyraził swe uznanie, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, bo od początku do mojego pomysłu odnowy fotela podchodził bardzo sceptycznie  

Na koniec tradycyjnie za pośrednictwem blogowej 'maskotki' prezentuję efekt końcowy moich wielodniowych zmagań  












GOTH PROJECT -REEDYCJA

Gotyckie stylizacje lalek są niemal wszechobecne, więc i ja kilka lat temu postanowiłam z jednej z masowych chińskich porcelanek zrobić sobie mhroczną goth girl  Morgana, bo tak ją nazwałam, zyskała wówczas niemal natychmiast sympatię czytelników mojego poprzedniego bloga i zyskała status jednej z moich ulubienic. Mijały lata, a Morgana 'mieszkała' sobie na półce do kompletu z inną lalką w czerni... 




Jako, że zawsze ceniłam sobie wszystkie konstruktywne uwagi koleżanek, szukałam w sieci bardziej ambitnych wykrojów, a i od czasu projektowania kreacji Morgany niejedną lalkową sukienkę uszyłam, moje umiejętności krawieckie (i nie tylko) 'wskoczyły' na nieco wyższy poziom.. Zaczął mi więc chodzić po głowie pomysł drugiego podejścia do gotyckiej stylizacji... jednak tym razem nie chciałam użyć topornej chińskiej masówki, bo te nie dają zbyt wielkich możliwości...rozpoczęłam więc poszukiwania odpowiedniej kandydatki.. 
Trochę to trwało, ale w końcu zupełnym przypadkiem na naszym rodzimym portalu aukcyjnym natrafiłam na pewną mocno zniszczoną lalę, która za sprawą swych przebarwionych od słońca na piękny czerwony kolor oczu była wprost wymarzonym materiałem na mojego OOAKa... 





Powyższe zestawienie zdjęć pokazuje jak rzeczona lalka powinna wyglądać w oryginale, a jak wyglądała ta którą nabyłam.. Nawiasem pisząc, sukienkę udało się uratować i posłuży jako podstawa do innego lalkowego projektu jaki wciąż czeka na realizację  

Kiedy miałam już lalkę, mogłam zabrać się za projektowanie jej nowego wizerunku... i tak począwszy od wstępnego szkicu sukni, poprzez robienie wykrojów, precyzyjne, ręczne zszywanie wszystkich elementów garderoby,na częściowym repaincie i reanimacji skołtunionej peruki kończąc, przez kilka tygodni pracowałam nad moją Goth Lady number 2... 
żeby nie być gołosłowną poniżej zamieszczam kilka zdjęć samego ubranka, którego uszycie było szalenie czasochłonne.. 









Zanim przystąpię do prezentacji efektu końcowego moich zmagań z igłą, napiszę jeszcze że Morgana znalazła już nowy dom i wkrótce się przeprowadzi ustępując miejsca omawianej dziś lalce 














NIEMIECKI ORDUNG I STRYCHOWE ZNALEZISKA

Przy okazji prezentowania odnowionego albumu zachęcałam wszystkich do zabawienia się w 'strychowych poszukiwaczy skarbów'..nie bez kozery o tym przypominam.. Otóż początkiem maja w jednym z przechowywanych na strychu kartonów przywiezionych ze starego mieszkania babci udało mi się wyszperać przedwojenny, poniemiecki organizer na dokumenty do pary z równie leciwym notesem na adresy.. 


















Niestety .. stan obu strychowych 'wykopalisk' był iście opłakany... Przed laty śp. dziadzio z notesu raczył zrobić sobie brudnopis.. Natomiast organizer służył babci jako teczka na rachunki i inne tym podobne szpargały... nic więc dziwnego że z biegiem czasu wszystko zdążyło się zniszczyć, podrzeć i pozaginać... Na domiar złego babunia- 'renowator-amator' (o zgrozo!!), nie dość, że 'ozdobiła' tytułową stronę różnokolorowymi zapiskami, to jeszcze podjęła próbę 'ratowania' organizera najpierw klejąc go plastrem, a następnie przebijając na wylot i związując sznurowadłem... 

Oj miałam ja z tym 'twardy orzech do zgryzienia', ponieważ usuwanie babcinych ingerencji było dużo bardziej skomplikowane niż sama reperacja.. W końcu po wielu trudach udało mi się rozebrać organizer na części pierwsze, usunąć klej po plastrach (co wcale nie było łatwe), odnowić bardzo zniszczone poszczególne strony-koperty, załatać dziury, odnowić okładkę i złożyć wszystko do kupy jak należy.. Niestety.. pozostał problem popisanego bez ładu i składu odwrotu okładki...Mimo usilnych starań nie udało mi się w żaden sposób wywabić z papieru śladów długopisu i flamastrów..Wpadłam wiec na pomysł zeskanowania zapisanej strony, oczyszczenia jej w programie graficznym, wydrukowania, i tymże wydrukiem zaklejenia tego co babcia zapisała.. ale co łatwo powiedzieć, dużo trudniej zrobić... Problemem okazał się papier...Zwykła kartka z drukarki nie wchodziła w grę.. zbyt nowa, zbyt biała i zbyt gładka... potrzebowałam autentycznie starego papieru..udało mi się to połowicznie.. cóż.. organizer jest przedwojenny, papier, który wyszperałam może mieć jakieś 30, w porywach do 40 lat.. i nie jest idealnie dopasowany.. ale na pewno wygląda to dużo lepiej niż gdybym użyła współczesnej kartki  
Tak wiec mogłam uznać reperację pierwszego ze znalezisk za zakończoną  











Z notesem też wcale nie było łatwo.. na niektórych stronach znalazłam bardzo stare, pisane atramentem poniemieckie zapiski.. postanowiłam je więc zostawić.. natomiast wszystkich dziadkowych notatek(pisanych głównie na zielono)trzeba było się pozbyć.. Tam gdzie dziadzio wspaniałomyślnie użył kredki czy ołówka zdołałam doczyścić kartki.. natomiast długopis i flamastry żadną siłą się wywabić nie dały.. więc trzeba było zapisane kartki usunąć .. przy czym zaznaczam, ze zwykłe ich wyrwanie nie wchodziło w grę.. nie chciałam przecież naruszyć 'konstrukcji' notesu.. wiec pozostało ich mozolne wycinanie i podklejanie od grzbietowej strony.. Na koniec zostało mi odnowienie zniszczonej okładki i.. po latach strychowej poniewierki notes wrócił 'na salony'  







Nie jest żadną tajemnicą, że bujający w obłokach bałaganiarze nie najlepiej radzą sobie z niemieckim porządkiem i rachunkami, więc.. moja blogowa 'maskotka' nie jest tu chyba odosobnionym przypadkiem..cóż.. mam nauczkę.. następnym razem chyba sama uporządkuję dokumenty.. 








Danuśka- lalka w stylu retro

Z lalką o jakiej będzie dziś mowa zetknęła się na pewno większość miłośników porcelanek.. to dość popularny, produkowany w latach 70-80 model bardzo często pojawiający się na wszelkich portalach aukcyjnych w najrozmaitszych odsłonach.. W oryginale omawiana lalka występowała w wielu wariantach niezbyt gustownych sukienek.. poniżej zamieszczam znalezione w sieci, poglądowe zdjęcia przykładowych fabrycznych wersji bohaterki dzisiejszego wpisu.. 




Oryginalne stylizacje to jedno.. ale.. do nich dochodzą też najrozmaitsze, mniej lub bardziej upiorne 'wizje' domorosłych lalkowych stylistów.. to też taką lalkę bardzo często spotkać można w dalekich od ideału 'kreacjach' własnej produkcji, tudzież w niemowlęcych ubrankach.. Jeśli mnie pamięć nie myli gdzieś widziałam taką lalę ubraną nawet w... różową dresową bluzę z Myszką Miki  

Jako że jest to dość pospolity model porcelanki, przed laty udało mi się już raz wejść w jej posiadanie.. Dla przypomnienia poniżej dodaję zestawienie fotki z cyklu 'before' z aktualnym wyglądem lali.. (ci, którzy podejrzewają pannę o kradzież odzienia wierzchniego jednej z seryjnych 'alberonek' nie do końca mają rację..Olivia oddała koleżance płaszcz i kapelusz dobrowolnie.. dlaczego?.. o tym będzie w swoim czasie 





Tyle słowem wstępu.. czas najwyższy przejść do właściwej bohaterki dzisiejszego wpisu... Otóż Danuśka zawitała w moje skromne progi przed dwoma laty, jako brudny, uszkodzony i (czego nie widać na zapożyczonym z aukcji zdjęciu) mocno wyłysiały kocmołuch.. 





Była świadomie wybranym prezentem.. a jeśli kogoś dziwi czemu zamiast ładnej nowej lali chciałam akurat ją już tłumaczę; czasem lalki których nikt inny już nie chce po prostu mają w sobie coś co sprawia, ze chcę dać im szansę  

Przyjechała do mnie w  fabrycznym, mocno zniszczonym ubranku, z uszkodzoną nóżką, podartym korpusem i bardzo przerzedzoną peruką, więc bezzwłocznie została rozebrana na czynniki pierwsze, solidnie wyczyszczona i zreperowana.. konieczne było uszycie nowej peruki, kompletu garderoby i obuwia.. więc pracy miałam z nią na kilka tygodni.. ale doczekała się w końcu swojej kolejki i dziś siedzi w towarzystwie swojej mieszkającej u mnie od dawna 'przyrodniej siostry', nikogo nie strasząc już swoim wyglądem 





Te laleczki są bardzo wdzięczne i ze względu na swoje nieco nostalgiczne twarze idealnie nadają się do stylizacji retro.. dlatego i dla Danuśki przygotowałam kreację nawiązującą trochę do minionych lat, w skład której wchodzą płócienna bielizna, uszyta z granatowego aksamitu, satyny i organtyny wielowarstwowa sukienka, haftowany przed laty przez moja mamę kołnierzyk i pasujące do stroju, ręcznie robione granatowe lakierowane buciki. Nieco podmalowałam też wyblakłą od słońca malaturę, a perukę upięłam w dwa precelki.. i gotowe